Tak się składa, że poszedłem rok wcześniej do szkoły. Tak się składa, że na mnie testowano wprowadzenie za Gierka na wzór ZSRR dziesięciolatki. Nowe podręczniki, itp. Tak się składa, że mój Brat był pierwszym rocznikiem, który miał iść drogą edukacyjną dziesięciolatki. Po drodze z tego zrezygnowano i skończył normalną wtedy, ośmioletnią szkołę podstawową. I cholera jakoś obaj żyjemy. Obaj skończyliśmy szkoły średnie, potem studia. Nie pamiętam jakichś szczególnych traum z powodów jak wyżej. Teraz okazuje się, że jakiekolwiek ruszenie systemu oświaty to po prostu Armageddon połączony z ogniami piekielnymi.
Nie róbmy więc histerii. Obecny system oświaty sprawdza się tak średnio. Czego dowodem są np. wyniki matur. Tylko dlatego jakoś w miarę ogarniane bo z roku na rok obniżano kryteria maturalne żeby w statystyce wszystko ładnie wyglądalo. Sieć jest pełna narzekań wykładowców akademickich, którzy w wyniku obecnego systemu nauczania otrzymują jakiś półprodukt, z którego już mało da się wycisnąć. Nie wszystko więc gra. I obecny stan rzeczy w oświacie naprawdę nie da się obronić. Rozumiem kontekst polityczny. Kolejna rzecz, którą chcą ruszyć straszliwi siepacze to oczywiście kolejne pole walki. Jednak, czy tym walczącym chodzi o dobro dzieci? Czy o dowalenie wiadomym siepaczom? ....
Komentarze