Więc było tak. Najpierw Komorowski napisał list w sprawie ofiar katastrofy w Smoleńsku sam do siebie. Za pośrednictwem podobno oczywiście brata śp. Arama Rybickiego. Co przyznaje nawet GW:
"Sprawą zajmował się minister w kancelarii Sławomir Rybicki - tłumaczył w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Bronisław Komorowski. Prezydent zapytany o zarzut, że list rodzin smoleńskich ws. pomnika powstał tak naprawdę w kancelarii, przyznał też, że to prawda."
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,16818800,Prezydent_napisal_list_ws__pomnika__sam_do_siebie__.html
Potem zapytał, jak już napisał list sam do siebie, Ludwika Dorna, orbitującego coraz bliżej jego kancelarii, co ma sądzić o tym liście.
" A wpływ na jego treść miało szereg różnych opinii m.in. ta przytoczona przez Prezydenta RP w ostatnim wywiadzie, której autorem był Ludwik Dorn."
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,16803974,Kontrowersje_wokol_pomnika_smolenskiego__Prezydent.html
Czyli Prezydent szanownie nam panujący. Pisze sam do siebie. Następnie jeszcze pyta o opinię o tym liście doradcę mniej, czy bardziej formalnego. Po czym jako swoją opinię wygłasza opinię doradcy.
Powstaje zasadnicze pytanie.
Czy Prezydent umie w ogóle sam myśleć o tym co sam wymyślił lub zaakceptował?